poniedziałek, 23 stycznia 2017

Prolog - Nowy Początek


    Od tamtego dnia czas zdawał się dłużyć. Odkąd Jej zabrakło, wszystko stało się trudniejsze. Nawet oddychanie, choć to przecież jedna z najłatwiejszych czynności życiowych.
   Do tej pory nie myślałam o tym, jak bardzo cierpienie może się stopniować. Nie chciałam wdawać się w refleksje, które mnie nie dotyczyły, i które prowadziły praktycznie donikąd.
   Postanowiłam zamknąć się w sobie. Bo co innego można zrobić po stracie najukochańszej osoby? Nie potrafiłabym udawać, że jest w porządku, skoro każdy nawet postronny wie, że tak nie jest. Po co mam udawać, że jest dobrze? W końcu lepiej jest wycierpieć i spróbować się podnieść. Spróbować się podnieść później. Po czasie.
   Teraz jest mi już trochę lepiej. Potrafię się czasem całkiem szczerze uśmiechnąć, śmiać się. Potrafię odpowiedzieć sensownie na zadane mi pytanie. Przyzwyczaiłam się do braku Jej obecności. Jej uśmiechu. Jej uścisku i Jej pocieszenia. Przyzwyczaiłam się do tego, że z każdą sekundą jest coraz mniej czasu na cokolwiek. Każda kolejna upływająca sekunda pokazuje, jak czas szybko leci i jak łatwo może nam kogoś odebrać, nim zdążymy się zorientować.

x Less

   Zamknęłam dziennik i spojrzałam na zegarek. Mam jeszcze dokładnie pół godziny do przyjazdu.. no właśnie, przyjazdu kogo? Mogę, a raczej czy powinnam mówić do niego swobodnie "tato", mimo, że nigdy wcześniej go nie widziałam? Nie wiem nawet od czego zacznę z nim wymianę zmian. Powinnam go uścisnąć? Ten człowiek jest mi zupełnie obcy. To tak, jakbym miała zamiar wsiąść do samochodu nieznajomego, ignorując wszelkie konsekwencje tego wyboru. Przyciągnęłam do twarzy kolana i ukryłam między nimi głowę. To cholernie trudne. Można to porównać do nagłego zboczenia ze ścieżki, którą się obrało. Tylko ja nie mam innego wyboru. Nie jestem pełnoletnia, a nie mam żadnej innej rodziny poza nim. Mama zawsze unikała tego tematu jak ognia. Gdy tylko musiałam przynieść do szkoły drzewo genealogiczne własnej roboty, zawsze dostawałam czwórkę, bo nauczycielka uważała, że po prostu nie chciało mi się go rozbudowywać. Czy tak trudno zrozumieć, że nie każdy ma kolorowe życie rodzinne?
   Chwyciłam walizkę i wyszłam przed dom. Usiadłam na ławce i po raz ostatni zaczęłam się rozglądać po okolicy. Na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech, który miał za zadanie powstrzymać napływające mi do oczu łzy. W oddali ujrzałam czarny, sportowy samochód nadjeżdżający w moim kierunku. Otarłam dłonią twarz i wstałam. Czuję nieprzyjemne uczucie w brzuchu, zapewne wywołane stresem. Samochód zatrzymał się na podjeździe i ze środka wyszedł mężczyzna o czarnych włosach, z wąsem. Ma głębokie, piwne oczy, jednak mimo wszystko, wydają mi się bardzo obce. Obce i sztuczne, nie mam pojęcia dlaczego. Oparł się o drzwi samochodu, uchylając usta, aby coś powiedzieć.
- To dość niezręczne nie tylko dla ciebie, możesz mi uwierzyć - samo brzmienie jego głosu przyprawia mnie o gęsią skórkę. Otworzył tylne drzwi, bym mogła wejść do środka. Moją walizkę włożył do bagażnika.
- Dzięki - odparłam krótko, po czym weszłam do auta.
Blake również wsiadł, tym samym cofając i ruszając w nowym, nieznanym mi kierunku.

<><><>

   Gdy tylko przekroczyliśmy granicę Seattle, rozpadał się deszcz. Wyszłam z samochodu, a w oczy rzucił mi się niewielki dom jednorodzinny zbudowany w amerykańskim stylu. Mój dom na najbliższe półtora roku. Blake wyjął walizkę z bagażnika i wniósł ją do środka, a ja ruszyłam za nim.
   Przedpokój był skromnie urządzony. Zdjęłam buty i postawiłam je w wolnym miejscu na szafce. Następnie poszłam na górę, do mojego pokoju, za wskazówkami Blake'a. Podłoga wyłożona panelami, ściany o ciemnoniebieskim kolorze i drewniane meble, między innymi duże łóżko stojące pod ścianą naprzeciw drzwi, biurko, dwa fotele i stolik do kawy. Zaczęłam powlekać kołdrę i poduszki pościelą, która leżała na podłodze obok łóżka.
- Pani Williams wybierała pościel - wzdrygnęłam i spojrzałam za siebie na drzwi. W progu stał Blake.
- Pani Williams? - powtórzyłam z zapytaniem.
- Tak, pracuje w fast foodzie niedaleko. Na pewno niedługo wszystkich poznasz.
- Spoko - wróciłam do wcześniej wykonywanej czynności.
Gdy po nawleczeniu pościeli się odwróciłam, już go nie było. Przez chwilę wpatrywałam się w miejsce, w którym stał, a następnie zamknęłam drzwi i zaczęłam przekładać swoje ubrania z walizki do szafy.
Jest dziwny. Może nawet z lekka przerażający.
Mój wzrok zatrzymał się na starej fotografii leżącej w kącie pokoju. Słowo daję, wygląda jak z innej epoki. Przykucnęłam i ją podniosłam. Czarno-biała, tusz w niektórych miejscach zdążył już się zetrzeć. Jednak jest na niej przedstawiony Blake z jakąś kobietą. Są staromodnie ubrani.
Przygryzłam dolną wargę i zaczęłam głęboko myśleć. Do głowy nie przychodzi mi nic poza jakąś sesją zdjęciową o staromodnym klimacie. Złożyłam ją na pół i schowałam do tylnej kieszeni dżinsów.

<><><>

   Kiedy w końcu uporałam się do reszty z rozpakowaniem rzeczy, Blake zawołał mnie z dołu na kolację. Posłusznie zeszłam, udając się do jadalni. Usiadłam w milczeniu przy stole. Postawił przede mną talerz. Warzywa z kurczakiem smażone na patelni.
- Smacznego - rzekł krótko i wyszedł, ocierając ręce szmatką, nim zdążyłam odpowiedzieć.
Chwyciłam widelec i zaczęłam jeść, wlepiając wzrok w przeciwległą ścianę. Skrobałam widelcem o talerz, myśląc tylko o ojcu. Jest bardzo dziwnym i tajemniczym człowiekiem. A to.. mnie przeraża. Nie znam go i nie mam stuprocentowej pewności, że jestem tu bezpieczna.
  Po zjedzeniu jednej drugiej porcji, odsunęłam talerz na bok. Wstałam i pozbyłam się resztek, żeby w razie co nie pomyślał, że nie pasują mi jego umiejętności kulinarne, bo to było całkiem smaczne, tylko po prostu nie jestem głodna. Poszłam na piętro. Weszłam do łazienki, a w oczy rzuciły mi się szaroniebieskie kafelki na ścianach i białe na podłodze. Wystrój był nowoczesny, odstawał od reszty domu, który był urządzony raczej w ciemnych klimatach. Naprzeciwko drzwi była toaleta i wanna, a po lewej stronie łazienki zlew i wielkie lustro. Wzięłam kąpiel z bąbelkami, umyłam zęby i wróciłam do pokoju.
   Położyłam się na łóżku, wyciągnęłam z torby komórkę i zaczęłam przeglądać zdjęcia z mamą, naprawdę bardzo mi jej brakuje. Naszych seansów filmowych co sobotę. Myślałam, że już się z tym pogodziłam, ale widocznie prawda jest inna.
Zaczynam się bać.
Zaczynam się bać tego, co przyniesie przyszłość.

<><><>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz